Ach, wakacje! Czy może być wspanialszy czas na rozwijanie swoich kompetencji językowych i kulturowych w gronie znajomych? Z pewnością nie! Tegoroczna edycja The Real American Camp- Exploring the States dowiodła, że nasz pomysł na połączenie aktywnego wypoczynku z językową przygodą znakomicie się sprawdza!
Nasi uczestnicy spędzili 12 aktywnych dni w Chomiąży Księżej, gdzie z dala od zgiełku miasta mogliśmy cieszyć się bliskością przyrody (dużo zieleni i piękne jezioro) i eksplorować kulturę i zwyczaje wybranych stanów. W tym roku udaliśmy się do Nowego Jorku, miasta, które nigdy nie śpi, wylądowaliśmy na zimnej i nieprzystępnej na pierwszy rzut oka Alasce, przenieśliśmy się na Hawaje, gdzie wspólnie tańczyliśmy hula i na koniec zaparkowaliśmy w Teksasie, gdzie przy dźwiękach muzyki country sprawdzaliśmy smak amerykańskiego barbeque. To była niezwykła przygoda, a przy tym ciekawy i czasem wymagający kontent językowy.
W tegorocznej edycji wzięło udział 38 uczestników, więc podzieliliśmy się na pięć grup zajęciowych, z których każda odbywała codziennie cztery bloki trwające 1,5h. Składały się na nie: blok zajęć z języka angielskiego metodą Papugi (ENGLISH), blok warsztatów tematycznie związanych z odwiedzanym stanem (WORKSHOP), aktywny blok związany z amerykańską kulturą (ACTIVITY) oraz zajęcia sportowe (SPORT), na których graliśmy w gry zespołowe i pływaliśmy na kajakach. Było co robić!
Co robiliśmy w praktyce? Budowaliśmy hawajski wulkan i sprawdzaliśmy czy wybuchnie (wybuchał!), testowaliśmy amerykańskie przysmaki m.in. peanut butter and jelly sandwich, nachos z sosami tex-mex oraz tradycyjne ogniskowe s’mores, szukaliśmy złoczyńców z Dzikiego Zachodu, tworzyliśmy własną zorzę polarną i hawajskie naszyjniki czy też graliśmy w baseball i football amerykański. Działo się!
Zdecydowanie najciekawsze były jednak wieczory! To właśnie wtedy wszystkie grupy zbierały się na wspólnych zajęciach przygotowanych przez całą kadrę. Odbyły się m.in. Amerykańska 50-tka, czyli terenowa gra planszowa z pytaniami o Stany Zjednoczone, karaoke, campowe wersje turniejów Minute to win it czy Masterchef oraz klasyczne disco i ognisko. Wszystko to okraszone amerykańskim humorem i zaangażowaniem kadry.
Co najbardziej dziwiło naszych uczestników? Zdecydowanie pobudka o 7.00 rano (po kilku pierwszych dniach radosnego wstawania o brzasku zrobiło się znacznie ciężej) i cisza nocna o 22.00 – jednak i do tego udało się przyzwyczaić. Gorzej z koniecznością utrzymania porządku w pokojach… Jednak tu kadra mogła wykazać się swoimi wychowawczymi kompetencjami i z radością donoszę, że porządek był!
Okazją do poszerzenia horyzontów były także wycieczki. Pierwsza z nich, do Biskupina, rzuciła nieco światła na pierwsze osady odkryte na terenach Polski i wzbogaciła wiedzę naszych uczestników na temat ich regionu. Natomiast druga wycieczka była dla campowiczów niespodzianką – udaliśmy się bowiem do niezwykłego muzeum techniki w Gnieźnie, gdzie wszystkiego można było dotknąć, sprawdzić jak jest zrobione, a nawet samodzielnie skonstruować w części warsztatowej własną żarówkę.
Wszystko to oczywiście brzmi wspaniale, ale przyznaję, że były także trudne momenty. Wkrótce po naszym przyjeździe przyszło ochłodzenie i temperatura rano spadała nawet do 12 stopni. Siąpiący deszcz też nie pomagał (a przecież byliśmy na Hawajach!). Zdarzały się również chwile smutku z powodu kłótni z kolegą lub tęsknoty za rodzicami. Ale hej! Stopniowe usamodzielnianie się i pokonywanie własnych słabości to przecież jeden z najważniejszych celów naszego obozu! Dlatego też wyznaczone nam zadania uznaję w 100% za wykonane.
Koniecznie obejrzyjcie zdjęcia na facebooku i do zobaczenia za rok!
Aleksandra Marchwian
Kierownik obozu The Real American Camp i papugowy metodyk